Data ukończenia: 2 stycznia 2018
Data utworzenia recenzji: 25 lutego 2018
Recenzja:
Swojego syna przywitałem książką na Gwiazdkę. Zastanawiałem się długo, jaki to powinien być tytuł. Trafiło na Fleminga, i jego jedyną powieścią dla dzieci. Chitty Chitty Bang Bang, lub w wersji polskiej "Bang Bang! Wystrzałowy samochód, to dzieło napisał swojemu synowi. Dużo o Ianie można było mówić, ale nie to, że był prorodzinny. Ponoć urodzenie syna przeżył bardzo źle i było dla niego zakończeniem hulaszczego życia. Nie żeby z tego trybu zrezygnował, ale w teorii to była sromotna klęska.
Dlatego dziwi zaangażowanie twórcy Bonda w książkę dla dzieci, która na dodatek została jeszcze zekranizowana (nie oglądałem). O czym mówi to wiekopomne dzieło, które przetrwało do dnia dzisiejszego?
Komandor Caractacus w stanie spoczynku jest wynalazcą i za projekt karmelków-gwizdków dostaje małą fortunę, za którą kupuje samochód z rejestracją MAG I3 NY, a jest to BANG BANG, samochód księcia Zborowskiego, który wygrał kilka wyścigów z przeszkodami (samochód to Paragon Panther). Jest to raczej złom, nad którym w garażu skrupulatnie pracuje komandor Pott. Po naprawie okazuje się, że samochód lata, gada - pełny serwis. Wybierają się całą rodzinką na przejażdż.. przelotkę po Wielkiej Brytanii, a nawet zahaczają o Francję.
A że jest to rodzina, która przygodę stawia ponad zdrowy rozsądek, wpada w niezłe tarapaty i uczestniczy w akcji ratowania cukiernika - pana Bon-Bona. Nieznajomość pojęcia "niebezpieczeństwa" ukazuje nam strasznie dysfunkcyjną rodzinkę, która w imię walki z nudą, potrafi wejść do jaskini lwa i, co gorsze, wyjść z niej cało.
Jest to w dużym skrócie opisane, ale wyłuskana cała esencja tej powieści. Jeśli ktoś oglądał film, od razu uprzedzam, niemal nic z książki nie zostało w produkcji MGM. I nie rozumiem fenomenu tej powieści. Jest źle napisana - Fleming używa trudnych wyrazów, by zaraz w "prześmiewczy" sposób opisać je, jak dla dziecka. Sama historia wygląda, jakby była wymyślana na poczekaniu podczas jednego posiedzenia przy łóżku zasypiającego syna. Newton opowiadałby o spadającym powozie, Lovecraft o czymś tak strasznym, że zakończyłby szybko z powodu braku słów na opisanie zjawiska. A Fleming zna się na samochodach i bandytach, więc w tym kręgu opowiada bajki dla dzieci. Całość okraszona rysunkami Joe Bergera, ale nijak nie powodują większej sympatii do książki.
Po kilkudziesięciu latach, ktoś stwierdził, że warto byłoby napisać kontynuację - Frank Cottrell Boyce stworzył trzy części "Bang Bang". Pierwszy rozdział drugiego tomu jest dostępny właśnie w tej pozycji. Mistrzostwo świata to to nie jest, a naśladowanie Fleminga jest nad wyraz trudne, z tego co widzę, po ostatnich wyczynach autorów w świecie Bonda.
Ogólnie, ciężko mi zjechać tę książkę. Jest słaba, i gdyby nie Ian Fleming - jestem pewien, że utopiłaby się w jeziorze dziecięcych, niespełnionych historii. A, że to rok 1964, kiedy napisał "Żyje się tylko dwa razy", a "bondy"już zaczęły być sławne...